Drugi chomik postanowił, że poleci na wakacje na wyspy kanaryjskie, pech jednak chciał, że stworzonko to trafiło na burzę, a, że pilot był ciulowy to samolot wpadł do wody, ale to jeszcze nie koniec jego przygody. Chomiczek się uratował i zaczął płynąć wpław ku najbliższej wyspie jaką akurat zauważył. Gdy był już kilka metrów od brzegu został zaatakowany przez rekiny, jednak i to udało mu się przeżyć, stracił jedynie łapkę/rękę. Gdy już wyszedł okazało się, że wyspa jest pełna chomików chomikojadów... Tak więc szybko się z niej zmył wpadając w kolczastą pułapkę po drodze i dziurawiąc sobie drugą rękę.
Jakoś tam dał radę płynąć z jedną łapą ranną oraz w ogóle bez drugiej machając ledwo tą podziurawioną i nóżkami. Po chwili jednak przyśpieszyły go rekiny, nie chciał tracić następnej kończyny. Zaczął popierdalać jak motorówka aż w końcu po dwóch dniach płynięcia w tym tempie dotarł do zamieszkanej przez cywilizację wyspy. Już mu się w oczkach łezki zakręciły i zaczął czołgać się w kierunku najbliższego domku aby poprosić o pomoc. Już miał zadzwonić, a wręcz dotknął dzwonka do drzwi gdy nagle umarł z ogólnego wycieńczenia i głodu.
THE END.
Wiem, okrutny jestem ]:-)>